– Być może będę też potrzebował pomocy przy nakazie ekshumacji.
Wyświetlacz poinformował go, że to prywatny numer Montoi.
- Siedziałam w... - zaczęła, ale on przerwał jej zachłannym szybciej niż o dobrym obiedzie. Właśnie miała wstawać, gdy zadzwonił telefon. Jęknąwszy Idealny apartament nad morzem tylko w Kołobrzegu
która po jakimś czasie dobiega końca. - Może całe moje życie - dodała
Nie! Boże, nie! – Niech cię szlag – szepnęła do pustego pokoju. Jakim cudem jego eks wkradła się do ich stał tam, gdzie go zostawiła, wsiadła do niego i ruszyła w górę mrocznej rzeki. Wiosłowała powoli, zmagając się z prądem. Mimo zmęczenia uśmiechnęła się do siebie. Woda zawsze była jej żywiołem, a noc ją podniecała - jak wampira - pomyślała. Spojrzała na księżyc i przypomniała sobie o swoim zadaniu. Kiedyś nie było ono tak oczywiste, teraz podążała już jasno wytyczoną ścieżką. Czując zbliżającą się burzę, skierowała zwinną łódkę do przystani. Wysiadła i szybko poszła dróżką pod górę. Była zmęczona, ale i podekscytowana. Morderstwa zawsze ją wyczerpywały, a jednocześnie napełniały energią. Musiała jednak trochę odpocząć. Zastanowić się nad tym, co zrobiła. Przemyśleć wszystko. Cicho przemknęła w ciemnościach do swojej samotni i pośpieszyła schodami w dół. Wkrótce będzie świtać. Latarka leżała na swoim miejscu. Atropos rzuciła snop światła na swoją ofiarę. Cricket zamrugała kilka razy, a jej wzrok powędrował w kierunku słoja z pająkami. Pobladła i szarpnęła się, próbując krzyczeć przez zakneblowane usta. Trzeba ją znów uspokoić. - Załatwiłam kolejną sprawę - powiedziała Atropos, wyciągając z kieszeni nić życia. Cricket zamarła. - Berneda. Znasz ją, to matka rodziny. - Atropos westchnęła i odrzuciła włosy na ramiona. Miała ochotę zapalić... ale jeszcze nie teraz. Cricket wiła się na klepisku, usiłując odsunąć się od słoja. Żałosne. Taka bezczelna dziewucha, a teraz trzęsie się jak galareta - a wszystko przez kilka małych pająków. Jak łatwo było poznać ich fobie. Przerażone oczy spojrzały na Atropos. - Zgadza się. Ona nie żyje. Rozległo się przytłumione sapanie, to Cricket spazmatycznie łapała powietrze. - Jak? Och, miała słabe serce i... drobne problemy z oddychaniem. Po co strzępi sobie język? Ten żałosny pomiot z nieprawego łoża nigdy nie zrozumie. - Ale nie martw się, To już niedługo. - Dotknęła nici okręconej wokół słoja. - Popatrz. Ale Cricket wciąż patrzyła na nią. Patrzyła jak na wariatkę, Atropos to wyczuła. Ona? Szalona? Na moment odżył głęboko skrywany, choć zawsze obecny lęk. Czyżby była niespełna rozumu? Natychmiast odepchnęła od siebie tę okropną myśl. Spojrzała z góry na związaną, zakneblowaną i rozdygotaną kupę ścierwa. - Już prawie nadeszła twoja kolej - powiedziała, żeby przypomnieć Cricket, co ją czeka. Skierowała światło na regał i znalazła ukrytą dźwignię. Zgasiła latarkę i znów usłyszała irytujące jęki Cricket. Niewiele brakowało, a złamałaby własne zasady i zabiła ją, zanim nadejdzie jej czas. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie teraz. Cierpliwość jest cnotą. Ciekawe, kto wymyślił coś tak głupiego? Atropos już dawno nauczyła się, że do wszystkiego musi dojść sama; nie może czekać, aż ktoś ją wyręczy. Założyła buty ochronne i weszła do czystego, białego pokoju - swojego sanktuarium, z dala od ohydnych pająków i jeszcze ohydniejszego związanego ścierwa. W chłodzie tego pomieszczenia mogła zregenerować siły i znaleźć wewnętrzny spokój. Przez chwilę mogła napawać się swoim sukcesem. Aż do następnego razu. Który, wiedziała, wkrótce nadejdzie. Już niedługo. Tczew
nie zrobiła, True mógłby coś podejrzewać.
– Ale dziecko! Rick, będziemy mieli dziecko! palców, ale tylko twoje, Bentz, były w policyjnych bazach danych. Ciągle szukamy. W poruszał się, jakby brodził w ruchomych piaskach. Im bardziej się starał, tym większy dystans wygrana lotto kluczbork
– Ja tylko mówię, co wiem. – Jada wzruszyła ramionami, jakby nic jej to nie obchodziło.
wypranym z emocji tonem. Justina, utkwił w jej pamięci niby rozmyty, niewyraźny krwawy slajd. - Powiem ci jak - w głosie Ripa zabrzmiała nagle jadowita nuta. biuro szeryfa. Pierwszym ruchem Milli miało być sprawdzenie, czy - Słyszałem o nim - chrząknął głośno lekarz. wyciągający miecz podczas ceremonii pasowania najlepszego rycerza. - Zwalniam cię. Nie jesteś mi nic winna. - Chcesz, żebym odeszła? - Nie, Cassidy. Tak naprawdę, to nie obchodzi mnie, co zrobisz. - Zachwiał się lekko, więc zrobiła krok w jego stronę i wyciągnęła rękę, ale on odskoczył od niej tak szybko, że się potknął i wylądował na ścianie. - Nie dotykaj mnie, Cassidy. - Jego głos był o oktawę niższy. - Nie wyświadczaj mi żadnych przysług, nie próbuj skakać nade mną jak kochająca, oddana żona i, na miłość boską, nie dotykaj mnie. Kule z trzaskiem uderzyły o podłogę. Cassidy podskoczyła. Chase chwycił się oparcia kanapy. Zgięty wpół, wspierając się na zdrowym ramieniu, powoli przysunął się do Cassidy. Stał tak blisko, że czuła jego oddech pachnący alkoholem. Wbił w nią wzrok, aż zaschło jej w gardle. Może jej się tylko wydawało, ale miała wrażenie, że w jego oczach widzi płomień namiętności, dawnego ognia, który był między nimi. - Ustalmy jedną rzecz, żono - powiedział chrapliwym, niskim szeptem. - Pożar niczego nie zmienił. Nie kochasz mnie, a ja nie kocham ciebie, więc będziemy tkwili w tym zakłamanym małżeństwie, dopóki nie stanę na nogi. Potem sprzedam moją część udziałów za cenę, jaką podyktuję. I wtedy rozejdziemy się na zawsze. Jasne? Odsunął się od niej, podniósł kule, włożył w nie ręce i walnął nimi ze złością o podłogę. Cassidy zacisnęła pięści. Jej serce wypełniły złość i rozpacz, ale wiedziała, że Chase ma rację. Już postanowili, że się rozwiodą. Pożar skomplikował im życie i nieco opóźni rozwód. Była jednak zaskoczona tym, że mąż chce sprzedać swoją część udziałów. Przez lata praca była dla niego wszystkim. Interesowały go jedynie budynki, własności i aktywa spółki Buchanana. - Słuchaj, Chase. Powinieneś o czymś wiedzieć... Pewnie powinnam ci była powiedzieć o tym w szpitalu, ale nie chciałam cię denerwować. Zobaczyła, że pod koszulą rękawa napięły mu się mięśnie. Nie odwrócił się do niej. - Masz kochanka. - W jego głosie słychać było ton porażki. - Kochanka? - Gdyby sytuacja nie była tak tragiczna, roześmiałaby się w głos. Z wysiłkiem rozluźniła dłonie i złożyła ręce. - Nigdy nie miałam nikogo poza tobą. - Kłamiesz. - Od kiedy się pobraliśmy, nie. - Nie dawała za wygraną. Przechodzili już przez to tysiące razy. - Możesz mi wierzyć albo nie, ale w tej chwili to naprawdę nie ma znaczenia. Chyba powinieneś wiedzieć, że twoja matka opowiedziała mi o Buddym. - O Buddym? - Tak, o twoim bracie. Przyrodnim bracie. Po części twoim, po części moim. - O czym ty, do diabła, mówisz? - Odwrócił się o kulach. Wyszły mu żyły na szyi. Wpatrywał się w nią z taką wrogością, że się cofnęła. - Buddy - Willie jest synem mojego ojca. Tata i Sunny przez lata mieli romans. - Kłamiesz! - Sunny powiedziała, że ty o tym wiesz, bo kiedyś przyłapałeś ich razem. - Nie... nie pamiętam. Nie mogę w to uwierzyć... - Buddy żyje, Chase. To dlatego twój ojciec wyjechał z miasta. Nie dlatego, że Brig nie był jego synem. Zesztywniał. - Znam plotki, słyszałam, co się mówiło przez lata w mieście. - Było minęło - warknął. Zacisnął palce na kulach. - Jezu, nie mogę Mierzyć w to, co mówisz. Do cholery, insynuujesz kazirodztwo. - Spytaj Sunny. Spytaj Reksa. To prawda, Chase. Po co miałabym kłamać? - Bóg jeden wie. - W jego głosie nie było słychać nawet odrobiny żalu. - Jesteś niemożliwy. - Staram się, jak mogę. - Buddy jest twoim bratem! - I twoim. - Tak. Mimo drutów w szczęce, zacisnął zęby. Świdrował ją na wylot pełnym nienawiści okiem. Powietrze świsnęło mu między zębami. - Dlaczego mam ci wierzyć? Rozłożyła ręce. - A po co miałabym to wymyślać? - Nie wiem. - Na jego twarzy malowały się emocje, których nie potrafiła nazwać. Zamknął na chwilę oko i nagle wydał jej się niebezpieczny i obcy. - To prawda, Chase. Naprawdę ci się wydaje, że to bez sensu? Przecież sam mi powiedziałeś, że Buddy prawdopodobnie żyje w jakimś zakładzie. Zawsze się zastanawiałeś, co się z nim dzieje. A tacie tak zależało, żeby u nas pracował... - Gdzie on jest? - spytał po cichu. Zmrużył podejrzliwie oko. - Gdzie? pozyskać nowego sponsora w Dallas, firmę komputerową. Kolorowe wzorki na paznokcie hitem sezonu